Były trener Lecha ostrzega Genk

John van den Brom
fot. Jan Szurek

John van den Brom nie kryje, że czwartkowe starcie Lecha Poznań z Genk będzie wyjątkowym widowiskiem. Jako były trener obu ekip zna ich kulisy i ostrzega Belgów przed atmosferą na stadionie oraz kluczową postacią „Kolejorza”. – Najlepsza publiczność, jaką spotkałem w karierze trenerskiej – mówi, jednocześnie wskazując Junyę Ito jako największe wyzwanie dla polskich obrońców. Za kulisami zdradza, komu Belgowie boją się najbardziej w zespole Lecha.

John van den Brom wciąż żyje napięciem przed spotkaniem, które stawia naprzeciw siebie dwie drużyny, z którymi łączy go niejedno wspomnienie. Holender prowadził zarówno Lecha Poznań, jak i KRC Genk, a każda ze stolic piłkarskich daje mu inne powody do dumy – w Belgii zdobywał Puchar, w Polsce docierał do ćwierćfinału europejskich rozgrywek. – Już przed losowaniem myślałem, że ten duet byłby ciekawy. Gdy zobaczyłem parę Lech – Genk, od razu wiedziałem: będę chciał być na rewanżu – przyznaje bez ogródek.

Telefony od znajomych z obu klubów zaczęły dzwonić jeszcze tego samego dnia. Van den Brom przekazał działaczom z Genk jedno ostrzeżenie: w Poznaniu mogą spodziewać się atmosfery, jakiej mało kto doświadczył. – Kompletny stadion Lecha, to najlepsza publiczność w mojej karierze trenerskiej. Belgom mówiłem: uważajcie, tam będzie naprawdę gorąco – podkreślał Holender.

Na pytanie o neutralność wobec obu zespołów, bez zawahania przyznaje, że nie potrafi wybrać. Każdy klub zostawił w nim swoje ślady – „poza końcówką”, żartuje, wracając myślą do wyścigu o mistrzostwo Belgii, przegranego minimalnie z Club Brugge. – Genk wtedy grał niesamowicie ofensywnie, a napastnik Paul Onuachu imponował skutecznością.

Lech – zagrożenie dla Genk, Genk – wyzwanie dla Lecha

Gdy wraca temat aktualnych atutów Genk, trener bez wahania wskazuje duet ofensywny. – Z przodu są świetni, Junya Ito, który wrócił, potrafi zrobić różnicę. O nim ostrzegam Lecha – ocenia, choć jednocześnie zauważa, iż defensywa poznaniaków w obecnym sezonie bywa nieprzewidywalna.

Z kolei przy rozmowach z Belgami pojawia się tylko jedno nazwisko z Poznania. – Wszyscy pytali o Ishaka, nikt o innych. Nie ukrywam: bardzo ceniłem współpracę z nim, choć zmagał się z poważnymi problemami zdrowotnymi – podkreśla van den Brom. I z sympatią przyznaje, że życzy Szwedowi jubileuszowego gola numer sto właśnie w najbliższym meczu.

Zapytany o presję, wskazuje Poznań jako miejsce o większych oczekiwaniach względem rezultatu. – Zwłaszcza po sezonie, gdy nie awansowaliśmy do grupy Ligi Konferencji UEFA. Tam czułem naprawdę duże ciśnienie.

– Zwolnienie z Lecha bolało mnie najbardziej. Nie spodziewałem się, że to właśnie wtedy, przed świętami, zostanę wezwany do klubu. Przez długi czas trudno mi było się z tym pogodzić.
John van den Brom dla goal.pl

Po epizodzie w Vitesse Arnhem Holender pozostaje na rynku wolnych szkoleniowców, choć podkreśla, że kolejny angaż w Polsce absolutnie nie jest wykluczony – wspomnienia z miasta i klubu są wciąż żywe również w jego rodzinie.

Gdy na koniec rozmowy pada pytanie o faworyta, trener kalkuluje: Genk ma legitnie młodszych, wartościowych graczy i możliwości transferowe na poziomie 20 milionów euro, podczas gdy Lech jest bliżej progu 10 milionów. Ale jego zdaniem te kluby, poza finansami, działają na podobnych zasadach – ofensywny styl, szkolenie i sprzedaż. Biorąc pod uwagę słaby start Genk w nowym sezonie, van den Brom nie zamierza rozstrzygać wyników na papierze: „cały dwumecz jest naprawdę otwarty i wszystko się może zdarzyć”.

Wybrane dla Ciebie