Legia Warszawa przetrwała atak Startu Lublin i wygrała mecz nr 6

Kameron McGusty Start Lublin – Legia Warszawa 82:81
fot. Marcin Szymczyk

Pojedynek finałowy między Legią Warszawa a Startem Lublin dostarczył wielu emocji i zwrotów akcji, które świadczyły o wysokim poziomie rywalizacji. Mecz pokazał, jak duże znaczenie mają nie tylko umiejętności, ale także determinacja i wsparcie kibiców. Kluczowe momenty spotkania ukazały siłę zespołowej walki oraz indywidualne przebłyski, które zadecydowały o ostatecznym wyniku. To starcie było prawdziwą lekcją koszykarskiej wytrzymałości i taktyki.

W meczu numer 6 finału playoff pomiędzy Legią Warszawa a Startem Lublin od pierwszych minut tempo narzucili goście. Start pod wodzą Wojciecha Kamińskiego wszedł na parkiet z wyraźnym celem przejęcia inicjatywy, co potwierdził efektownym wsadem Tyrana De Lattibeaudiere, który już w czwartej minucie wyprowadził Start na prowadzenie 14:6. Ta mocna ofensywa wymusiła na trenerze Legii, Heiko Rannuli, szybkie wezwanie przerwy, by zatrzymać rozpędzony zespół rywali.

Początkowe problemy Legii wydawały się poważne, niemniej jednak warszawska drużyna zdołała się odbudować jeszcze przed przerwą. Kluczową postacią był w tym fragmencie spotkania EJ Onu, środkowy, który do tej pory w playoffach pełnił raczej marginalną rolę w ofensywie, jednak tym razem zaskoczył trzykrotnym trafieniem zza linii 6,75 m. Dzięki temu Legia odrobiła wszystkie straty, a pierwsza połowa zakończyła się remisem 47:47, co świadczyło o wyrównanej walce.

Druga połowa przyniosła lekką przewagę Legii, która jednak musiała mierzyć się nie tylko z determinacją rywali, ale też z kontrowersjami dotyczącymi decyzji sędziowskich. Goście podkreślali, że wpływ arbitrażu był zauważalny i utrudniał utrzymanie rytmu gry. Mimo to Legia utrzymała kontrolę nad przebiegiem wydarzeń, a w czwartej kwarcie ograniczyła liczbę własnych błędów.

W końcówce spotkania Start nie złożył broni i jeszcze na minutę przed końcem zdołał zmniejszyć stratę do zaledwie dwóch punktów (83:85). Jednak to właśnie wtedy Kameron McGusty wykazał się zimną krwią, pewnie trafiając oba rzuty wolne i zapewniając Legii bezpieczną przewagę. McGusty całe spotkanie zakończył z 21 punktami, będąc najskuteczniejszym zawodnikiem gospodarzy.

Po meczu trener Heiko Rannula podkreślił rolę rezerwowych w sukcesie zespołu: „Nasi zmiennicy – Onu, Radanov i Wilczek – odegrali kluczową rolę, pomagając nam wrócić do gry. Nie można też zapominać o wsparciu kibiców, którzy byli naszym dodatkowym zawodnikiem na parkiecie”. Zaznaczył też, że decydujący, siódmy mecz będzie przede wszystkim walką fizyczną i mentalną, a taktyka odejdzie na dalszy plan.

W ekipie Startu znów błyszczał Tyran De Lattibeaudiere, który zdobył 23 punkty i zebrał 11 piłek, a 18 punktów dołożył Courtney Ramey. Mimo porażki trener Wojciech Kamiński podkreślił, że jego drużyna pozostaje waleczna i nie zamierza poddawać się bez walki: „Nasza drużyna to niegrzeczni chłopcy, którzy dzisiaj bardzo chcieli zwyciężyć. Czasem musimy być bardziej samolubni w akcjach, ale to finały, a takie mecze rządzą się swoimi prawami”. Dodał również, że choć Start wraca do Lublina z porażką, to jego zespół jest przyzwyczajony do walki do ostatniego gwizdka i zawsze gra maksymalną liczbę meczów.

Doświadczony Manu Lecomte, mimo gry z kontuzją, spędził na parkiecie 24 minuty i zdobył 14 punktów, podsumowując spotkanie słowami: „Wygra ten, kto wytrzyma fizycznie i mentalnie przez cały mecz, a przewaga własnego parkietu może nie mieć znaczenia”.

Decydujące starcie o mistrzostwo Polski w koszykówce zaplanowano na niedzielę o godz. 17:30 w Lublinie, a relację przeprowadzi Polsat Sport 1. Obie drużyny przygotowują się do tego meczu, mając świadomość, że stawka jest najwyższa, a każdy szczegół może zadecydować o tytule.

Wybrane dla Ciebie