Legia czeka na ofertę z Rumunii? Ujawniono klauzulę wykupu Iordanescu

Dyskretnie wałkowany temat nagle nabiera rumieńców – Legia Warszawa okazała się być główną przeszkodą stojącą na drodze powrotu Ediego Iordanescu do reprezentacji Rumunii. W programie iAMsport LIVE Daniel Stanciu zdradził, jak wysoką klauzulę wykupu ma wpisaną w kontrakt rumuński trener i czy rzeczywiście jego powrót do kadry jest tylko kwestią pieniędzy.
Kulisy kontraktu Ediego Iordanescu z Legią Warszawa wyszły na światło dzienne zupełnie niespodziewanie i od razu zaczęły żyć własnym życiem w Rumunii oraz w Polsce. Daniel Stanciu, człowiek z otoczenia trenera, w programie iAMsport LIVE rzucił światło na to, ile rzeczywiście kosztowałoby Rumuńską Federację Piłkarską wykupienie szkoleniowca ze stolicy Polski.
Edward Iordanescu po mistrzostwach Europy 2024 rozstał się z reprezentacją Rumunii, choć wcześniej poprowadził ją do 1/8 finału. Po jego odejściu FRF sięgnęła po legendarnego Mirceę Lucescu, lecz presja wokół jego osoby stale narasta – eliminacje Mistrzostw Świata 2026 idą Rumunom wyraźnie pod górkę.
O planach Iordanescu po Euro 2024 Stanciu opowiada szczegółowo, nie szczędząc zaskakujących szczegółów zza kulis. Podkreśla, że trener już zimą marzył o pracy w klubie. – »Edi od zimy bardzo chciał objąć zespół klubowy. Miał świetną ofertę z Arabii Saudyjskiej – naprawdę bardzo dobrą – i do dziś nie rozumiem, dlaczego ją odrzucił. On bardzo chciał pracować w Europie. Były rozmowy z Legią, które na papierze wyglądały dobrze, ale od momentu jego zatrudnienia sytuacja się tam zmieniła« – ujawnia Stanciu [tłum. – red.].
Kiedy pytanie zeszło na sprawę możliwego powrotu Iordanescu na stanowisko selekcjonera reprezentacji Rumunii, Stanciu nie pozostawił złudzeń: »Wszystko jest możliwe. Pytanie czy związek może sobie na to pozwolić. FRF musiałaby zapłacić, aby wykupić trenera z warszawskiego klubu. Mowa o kwocie 300 tysięcy euro. Gdyby taka propozycja się pojawiła, to nie sądzę, żeby Edi odmówił reprezentacji, gdyby był wolny. Nie wiem jednak, czy jest o kilka dni od zwolnienia – to raczej medialne spekulacje. Wiesz, jak to działa: ktoś ma przeciek, dwa - trzy portale w Polsce podchwyciły temat i zaczęły go rozwijać«.