Kacper Tobiasz szczerze o Legii, Kovaceviciu i Nsame: „Chce się płakać”

Już pierwszy sezon w bramce Legii był dla Kacpra Tobiasza prawdziwą próbą sił, ale to decyzja o odsunięciu od wyjazdowego meczu z Chelsea zostawiła najgłębszą rysę. Bramkarz stołecznego klubu nie ukrywa, że temat ten długo nie dawał mu spokoju — ani jemu, ani jego najbliższym. W szczerej rozmowie nie unika też tematu rywalizacji z Vladanem Kovaceviciem, własnych błędów i emocji po utracie Jean-Pierre’a Nsame, który — jak przekonuje Tobiasz — był kluczowym ogniwem nie tylko sportowo, ale i mentalnie w Legii Warszawa. Kulisy szatni, specyfika nastroju po kluczowych meczach i rola trenera Iordanescu nakreślają, jak wygląda produkcja presji na Łazienkowskiej.
Kacper Tobiasz, golkiper Legii Warszawa, rzadko otwiera się na temat własnych porażek, ale wyjazdowy mecz z Chelsea w Lidze Konferencji UEFA do dziś jest dla niego bolesnym wspomnieniem. „Nie lubię zbytnio o nim rozmawiać. Wolę nie mówić o mojej reakcji” – zaznacza Tobiasz, podkreślając, jak silnie decyzja trenera wpłynęła nie tylko na niego, ale też rodzinę i kolegów z zespołu.
Rywalizacja o miejsce między słupkami nie jest mu obca. Pojawienie się Vladana Kovacevicia w szatni Legii to był wyraźny sygnał: nowy bramkarz przyszedł, by grać, nie czekać na swoją kolej. Tobiasz jednak nie czuł się gorszy, uważając Kovacevicia za klasowego specjalistę. Zaznacza jednak, że jego powrót do bramki ułatwiły przejściowe słabości rywala – piłkarska codzienność potrafi być brutalna, a nawet najlepsi mogą mieć trudniejszy czas.
Nie wszedł idealnie w sezon po sukcesie w rozgrywkach 2022/23 — wręcz przeciwnie. Przyznaje się, że pewność przemieniła się w rutynę: z każdym kolejnym błędem głowa coraz bardziej zaprzątnięta była nie chęcią ratowania wyniku, lecz uniknięciem wpadki. Dopiero z czasem i dystansem przyjął, że te lekcje miały sens, a obecna forma to rezultat odbudowy krok po kroku. „Gdy masz dobry początek, nie wolno się zachłysnąć – potrafiłem wyjść na trening i nie dawać maksa, bo myślałem, że jestem niezagrożony”, zdradza Tobiasz.
Nie unika też autokrytyki, wskazując mecz z Molde jako najgorszy w karierze. Z kolei kluczowa interwencja w rewanżu z Hibernian pozwoliła mu wrócić do wysokiego morale, również dzięki uznaniu kolegów: sytuacja wyglądała jak kadry z kina akcji – „jakby ktoś nagrał to w slow motion, kulminacyjna chwila głównego bohatera”. To właśnie w takich momentach, po złych statystykach, można budować na nowo poczucie wpływu i wartości dla drużyny.
Czytaj także
Niezależnie od własnej dyspozycji, Tobiasz mocno staje za trenerami bramkarzy. Odrzuca krytykę i podkreśla, jak bardzo praca tych ludzi buduje legendę Legii. Bezpośredniość i lojalność wyczuwalne są także w jego ocenach Edwarda Iordanescu. Rumun stał się dla niego autentycznym wsparciem – „To taki ojciec, wspierający duch. Zawsze stawia ciebie przed sobą”. Za sztabem stoi — doceniając precyzję analiz i ciężką, często bezsenną pracę.
Szczerość Tobiasza najmocniej wybrzmiewa, gdy mówi o stracie Jean-Pierre’a Nsame. Kontuzja snajpera zostawiła w klubie ogromną lukę — nie tylko piłkarską. „Najbardziej szkoda mi Jean-Pierre’a, którego straciliśmy przez kontuzję. Dla mnie to nasza największa strata – nie tylko piłkarsko, ale też mentalnie”, przyznaje. Już na starcie Nsame był „człowiekiem z wyjątkowym wykończeniem”, a jako kolega z szatni — wzorem profesjonalizmu, który mimo nagonki i trudności nigdy nie tracił klasy ani woli walki.
Wreszcie, pozostaje kwestia przyszłości – Tobiasz jest gotowy na zagraniczny wyjazd, choć podkreśla głębokie związki z Warszawą. Traktuje rozmowy transferowe jako nieuniknioną część kariery, ale podkreśla, że najbardziej liczy się dla niego możliwość skoncentrowania na samej grze.