Liga Mistrzów. Tottenham ogrywa Villarreal po samobóju

Już w czwartej minucie starcia Tottenhamu z Villarreal padł gol, obciążający konto bramkarza gości – Luiz Junior sam wbił piłkę do własnej siatki. Mimo wyczekiwanych ofensywnych fajerwerków po obu stronach, regularnych groźnych sytuacji praktycznie nie było. Zespół Thomasa Franka zdołał dowieźć skromną przewagę do końca, choć kontrowersji i nerwów nie brakowało – w tym dwóch spornych decyzji VAR i kilku groźnych okazji rywali.
Tottenham Hotspur otworzył fazę grupową Ligi Mistrzów niecodziennym zwycięstwem nad Villarrealem. Spotkanie odbyło się pod znakiem debiutu Thomasa Franka w tych rozgrywkach, a losy rywalizacji przesądził jeden z najbardziej pamiętnych samobójczych trafień ostatnich lat.
Debiut Franka i pierwsze nerwy
Choć Thomas Frank prowadził już Tottenham w meczu o Superpuchar Europy, w Champions League zadebiutował właśnie w starciu z Villarrealem. Poczucie wyjątkowego wydarzenia podkreślał sam szkoleniowiec, wspominając realia Championship i atmosferę stadionu Griffin Park. Nowy sezon Premier League rozpoczął się dla Spurs z wysokiego C, a wygrana 3:0 nad West Hamem tuż przed tym europejskim wyzwaniem tylko podbiła oczekiwania.
Frank zdecydował się na dwie korekty personalne względem ostatniego ligowego meczu: do składu wskoczył Rodrigo Bentancur i Richarlison. Pierwsze akordy spotkania okazały się jednak kluczowe – już w 4. minucie Luiz Junior po niepozornym zagraniu Bergvalla wypuścił futbolówkę z rąk i sam skierował ją do własnej bramki. Piłkarze gospodarzy objęli prowadzenie praktycznie bez udziału własnych ofensywnych atutów.
Mimo szybko straconego gola, to goście stworzyli groźniejsze sytuacje. Nicolas Pepe dwukrotnie wypracował sobie dogodne okazje: najpierw zablokował go defensor Spurs, chwilę później znakomitą szansę zmarnował Buchanan, trafiając obok słupka. Na wysokości zadania pozostawał Vicario, który utrzymał czyste konto, a gospodarzom nadal brakowało wyrafinowania w konstruowaniu ofensywy.
Kontrowersje i minimalizm Tottenhamu
Dynamika meczu spadała, a oba zespoły raczej czyhały na błędy niż próbowały dominować grą. Tottenham okazjonalnie próbował z dystansu – próbę Sarra zatrzymał Luiz Junior. Mecz rozgrzała za to kontrowersyjna sytuacja w polu karnym Villarreal: po zagraniu Romero i interwencji Richarlisona, Gueye ewidentnie trafił napastnika, lecz Rade Obrenović uznał, że kontakt był wymuszony. Kolejną chwilę później ta sama sytuacja powtórzyła się w bardziej oczywisty sposób – Gueye dotknął piłkę ręką w „szesnastce”, ale VAR znów nie przyniósł Spurs rzutu karnego.
Jeszcze przed przerwą Richarlison miał okazję na podwyższenie wyniku, lecz jego techniczne uderzenie z ostrego kąta minęło bramkę rywali.
Po przerwie Villarreal nie rezygnował z ataków. Ponownie bliski gola był Nicolas Pepe, ale drugi raz przestrzelił minimalnie obok słupka. Tottenham do 72. minuty praktycznie nie zagroził poważnie bramce gości. Dopiero szczupak Richarlisona po wrzutce Kudusa rozbudził trybuny, lecz zabrakło mu dosłownie centymetrów.
Ostatni kwadrans przyniósł najwięcej emocji – Xavi Simmons zasłużył na drugą żółtą kartkę, lecz sędzia darował mu kolejną karę. Swoje szanse dostali również rezerwowi: Brennan Johnson i Randal Kolo Muani pojawili się, by wzmocnić kontrolę w końcówce. Villarreal złapał jeszcze kontakt za sprawą stałych fragmentów gry, a w 84. minucie po faulu van de Vena na Mikautadzem sędzia po raz kolejny ograniczył się do żółtej kartki. Rzut wolny wykonywany przez Pepe nie znalazł drogi do siatki, chociaż zabrakło naprawdę niewiele.
Ostatecznie Tottenham po bardzo przeciętnym, wręcz zachowawczym występie, dowiózł prowadzenie do końca. Bohaterem pierwszego meczu został nie kto inny, jak bramkarz Villarreal — Luiz Junior — który swoim niefortunnym zagraniem przesądził o losach inauguracji grupowej dla Spurs.